Art of Anesthesia
to piosenka autorstwa Bradena Barrie, publikującego swoją twórczość pod
pseudonimem SayWeCanFly. Ani
nazwisko, ani nazwa pewnie zbyt wielu osobom, gdyż nie jest on zbytnio
popularny, jakby mogło się wydawać – bynajmniej nie w Polsce. Może na wstępie
kilka słów o samym artyście.
Braden urodził się 21 lat temu, a dokładnie 21 listopada w
Kanadzie. Jak widzicie, jest to zupełnie inny kontynent, a jednak piosenkarz
znalazł sobie grono fanów nie tylko w Ameryce, ale również w innych stronach
świata. Zaczął zwyczajnie – grał lokalne koncerty w małych kafejkach i przede
wszystkim pisał, jak sam to zaznaczył na wstępie – to, co mu serce
podpowiedziało. Nic trafniejszego. Wystarczy wsłuchać się w jedną z nich, aby
całkowicie się o tym przekonać. Oprócz świetnych tekstów, które pokazują nam
jakby inny pogląd na świat, ma też fantastyczny głos – do zarówno piosenek
basowych, jak i krzyczanych. Można rzecz – artysta
idealny. Tak, podkreślam tu słowo artysta,
gdyż wszystkie piosenki zostały stworzone przez niego, zaśpiewane przez niego
oraz także przez niego zagrane, gdyż – jak się okazuje – Braden jest też utalentowany
instrumentalnie. Na koncertach (zwanych przez niego skromnie gigs) nieodłącznie towarzyszy mu jego
gitara, na której grę opanował perfekcyjnie (dla wtajemniczonych gitarzystów –
większość chwytów to # lub wymyślone przez niego chwyty barowe, dodatkowo nie
zagrasz ich bez fingerstyle’a), ale w większości piosenek można też usłyszeć
pianino.
Co najważniejsze – chłopak podróżował niezależnie po całym
świecie, dając wyprzedane koncerty i wydając ep’ki na własną rękę, dopiero
jakiś czas temu rzucił pracę dorywczą i muzyka przejęła jego pełen etat. W 2015 roku podpisał umowę z Epitah Records.
Analiza utworu
Sztuka znieczulenia – bo taki właśnie tytuł nosi ta piosenka
– opowiada o zwykłym człowieku, który próbuje się uwolnić… Ale od czego?
tekst przetłumaczyłam sama (nie, nie jest wzięty z tekstowo, tamto tłumaczenie jest błędne)
i zajęło mi to sporo czasu, więc proszę o uszanowanie :) |
Po prześledzeniu tekstu piosenki widać chyba, o co mi chodzi. Albo i nie?
To jedna z tych piosenek, które można przetłumaczyć dosłownie, nie zastanawiając się, co autor miał na myśli, a i tak będzie miała sens i przesłanie.
Początek jest bardzo prawdziwy i jest idealnym wstępem wprowadzającym nas w klimat utworu. Rozpoczyna się wolną muzyką, która łatwo przyprawia o dreszcze. Po 20 sekundach nagle następuje jednak punkt zwrotny - tempo staje się szybsze, potęguje się zaciekawienie odbiorcy. To właśnie ten moment, w którym upewniamy się, że warto odsłuchać piosenki, którą wybraliśmy.
Czasami
zastanawiam się, komu powinienem wierzyć…
Ludziom, którzy są martwi, czy ludziom, którzy są wolni?
Ludziom, którzy są martwi, czy ludziom, którzy są wolni?
Ten fragment idealnie pokazuje cel utworu: zaszokować odbiorcę prostym pytaniem, tak, aby nie wiedział co ze sobą zrobić. To z pewnością odczucia, które towarzyszyły właśnie mi, gdy po raz pierwszy owa piosenka pojawiła się z mojej głowie. Co ma człowiek martwy do człowieka wolnego? Wbrew pozorom, ludzie ci są ze sobą ściśle powiązani. Śmierć jest bowiem w stanie uwolnić człowieka od cierpienia, dać mu swobodę działa. Jest jednak pewna zasadnicza różnica... Jaka? Trzeba słuchać dalej, by się o tym przekonać.
Można tutaj przypuścić, że nasz główny bohater sam jest martwy... a przynajmniej ludzie z zewnątrz za takowego go uważają. I tu nasuwa się pytanie: Czy faktycznie jest martwy i to wszystko to tylko wyobraźnia, świat, jaki widzi po śmierci? W momencie śmierci, umysł pracuje na najwyższych obrotach i potrafi wytworzyć obrazy oparte na podstawie naszego życia. Może następuje eksterioryzacja (OBE - sztuka podróżowania duszy poza ciałem, często spotykana w filmach podczas uśpienia na czas operacji) w momencie stwierdzenia zgonu pacjenta, niekoniecznie słusznego?
A może mamy do czynienia z podróżą duszy po śmierci, odłączeniem się jej od ciała? W końcu całkowite opuszczenie ciała przez duszę zajmuje około dwóch godzin.
Czasami słyszę ich, jak szepczą do mnie
Staram się nie zasnąć, więc nie umrę we śnie
Jakkolwiek by nie było, osoba ta zaczyna widzieć różne rzeczy, jednocześnie zachowując początkową świadomość tego, co dzieje się wokół. Tak więc próbuje przeciwstawić się śmierci, stara się nie zasypiać.
Tutaj następuje nasz pierwszy kontrast, mianowicie początkowo przytłumiony głos wokalisty zastanawiającego się, co powinien zrobić, zaczyna nabierać emocji, wraz z postępem naszej "fabuły". Jego głos staje się głośniejszy i zaczyna wydobywać się z głębszych części gardła, dzięki czemu możemy wyczuć pewnego rodzaju strach i napływ nowych uczuć. Wzmocniony jest dodatkowo chórkiem, który również tworzy on sam, gdyż jest w końcu solistą.
I byłem szybki, więc udało mi się rzucić okiem
Przez okno w drzwiach sali operacyjnej
Adrenalina zaprowadziła moje oczy
Do stołu na podłodze, gdzie leżą pacjenci
Postać widzi stół operacyjny, gdzie ktoś leży, po chwili czuje środek znieczulający, jego ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa... Ale chwila, to przecież on leży na tym stole!
Zobaczyłem jego twarz i nie mogłem się odezwać
Gdy środek znieczulający pocałował mój policzek
Poczułem, jak moje usta robią się zimne i kończyny stają się słabe
Ponieważ to ciało na stole, gdzie pacjenci umierają, to… ja
To byłem ja
Gdy środek znieczulający pocałował mój policzek
Poczułem, jak moje usta robią się zimne i kończyny stają się słabe
Ponieważ to ciało na stole, gdzie pacjenci umierają, to… ja
To byłem ja
Muzyka zaczyna powoli ulegać zmianie. Braden Barrie akcentuje słowo aesthetic, czyli środek znieczulający, nadając mu swoistą energię i powodując kolejne "wybudzenie" odbiorcy, który sam zaczyna zapadać w owy sen... Słuchając tej piosenki.
Możemy też zauważyć tutaj znaczący kontrast między początkiem, a końcem. Z początku bowiem nasz bohater podróżuje, obserwuje umierającego człowieka... Po to, by już po chwili uświadomić sobie, że tak naprawdę to jest on sam. Wprowadza to nastrój pełen grozy i za każdym razem, gdy słyszę ten fragment, przez moje ciało przechodzą dreszcze.
Uważam, że to jest właśnie punkt zwrotny całej piosenki. Głębokie rozważania filozoficzne wieńczy spostrzeżenie, że tak naprawdę to my sami jesteśmy najlepszym przykładem każdej z przedstawionych sytuacji, tak, jak bystrze zauważa nasz podmiot liryczny, doznając swego rodzaju szoku.
W muzyce następuje przerwa w miejscu wielokropka. Słowo ja wypowiedziane jest znacznie delikatniej, na chwilę znowu ujawnia się owe "przytłumienie" głosu, które obecne było na początku. Sugeruje to rozterki i wątpliwości, które pojawiają się w jego głowie; wygląda na to, że podmiot liryczny nie ma pojęcia, co się właściwie dzieje.
Następnie pojawia się kolejna krótka przerwa wypełniona akordami muzycznymi, po której bohater już ze spokojem powtarza słowa to byłem ja, tak, jakby już pogodzić się z tym i poukładał sobie w głowie. Na początku może zrodziła się w nim myśl, że to wszystko to jakieś szaleństwo, ale w tej chwili już powoli zaczyna rozumieć, co się wydarzyło.
Oddajcie mi moją maskę tlenową
Bo naprawdę nie chcę
Czuć, jak ścianki mojego serca się zapadają
Więc ułóżcie mnie pod spodem
Wolałbym prędzej umrzeć na tym stole
Niż zmierzyć się z tym, co
Sprawia, że jestem taki niestabilny
Bo naprawdę nie chcę
Czuć, jak ścianki mojego serca się zapadają
Więc ułóżcie mnie pod spodem
Wolałbym prędzej umrzeć na tym stole
Niż zmierzyć się z tym, co
Sprawia, że jestem taki niestabilny
To naprzemienne zjawisko powtarza się przez cały refren, idealnie zestawiając ze sobą jakby dwa odmienne światy - ten żywych ludzi, i ten, w którym ludzie już przestają czuć.
Dalej brniemy w interpretację dosłowną - czyli nasza postać już wie, że umrze, ale jednocześnie czuje, że nie przyjdzie jej to tak łatwo, że jej duszę czeka jeszcze długa walka... a co za tym idzie, ją samego też.
Śmierć tutaj przedstawiona jest jako długi proces, w którym człowiek musi walczyć o to, aby w końcu zostać pochłoniętą przez objęcia morfeusza. Należy jednak zastanowić się, czy aby na pewno chodzi tu o śmierć? Maską tlenową mogą być chęci do życia, może być jakiś fundament, który wywołuje u podmiotu taką niestabilność i walkę uczuciową. Możliwe, że stracił coś lub kogoś ważnego w swoich życiu, i nie może się przez to pozbierać. Wystawiając taką tezę pojawia się tutaj zupełnie inna koncepcja i sposób analizy całego utworu - skoro maska tlenowa jest fundamentem życia, to czy całe odłączenie duszy od ciała jest efektem bólu głównego bohatera, który nie wie, co z sobą zrobić, więc owe cierpienie przysłania mu racjonalne spojrzenie na świat? Czy postać widzi siebie umierającą wewnętrznie? Czy jego dusza szuka innego świata, w którym mógłby doznać ukojenia, jednak nie udaje mu się go znaleźć? I, najważniejsze, czy to właśnie jest ta różnica między umarłymi a wolnymi?
Zaistniała nieprawda między mną a moimi demonami
I ciałem zrobionym z papieru na miejscu pasażera
Kiedy otworzyłem oczy, nie mogłem widzieć
Poczułem szwy, które pękły i krew uwolnioną z ciała
Metafora wolności, czy raczej cierpienia? Trudno powiedzieć. Na pewno widać tutaj, że jego osobiste wnętrze nie zgadza się z ciałem, ma w planach coś zupełnie innego.
I kiedy moje myśli zaczęły się trząść
Poczułem rękę ciemności całującą moją twarz
Diabeł się obudził i chwycił moje gardło
Zaciągnął mnie w dół, do miejsca, gdzie cisza wzrasta
Warto zauważyć piękne metafory i ożywienia, które stosuje autor. Myśli zaczęły się trząść to jedna z niewielu moich ulubionych, gdyż widać, jak SayWeCanFly bawi się słowami i stosuje mnóstwo środków stylistycznych, w tym także peryfraz, aby wszystko nabrało barwnej całości.
Spojrzał na mnie czarnymi oczami
I wyszeptał moje imię, kwiaty zaczęły więdnąć
Poczułem, że moje serce robi się zimne, a ja zacząłem tonąć
W oceanie, gdzie ja i rzeka powinniśmy być
Właśnie powinniśmy być
Podmiot w tym momencie utwierdza się w przekonaniu, że to właśnie jest jego miejsce. Diabeł, jako usposobienie zła, który sprawia, że kwiatki (jako alegoria piękna) więdną, zaczyna tylko pogarszać jego sytuację. Czyżby owe kwiatki były jedyną, ostatnią rzeczą, która mu pozostała w życiu? Czyżby właśnie w tej chwili okazało się, że podmiot nie ma już nic do stracenia, jego zimne serce przestaje cokolwiek czuć, więc oddaje się losowi i akceptuje to, że jego miejsce jest właśnie tam?
Ostatnia linijka, która jest jakby potwierdzeniem akceptacji tego, co się dzieje, pogodzenia się postaci z losem, nabiera wyższych dźwięków i można by wręcz stwierdzić, że temu pogodzeniu nadal towarzyszy pewnego rodzaju ból... Ale decyzja została podjęta, czyż nie?
Następnie, jak to w rytmicznej piosence bywa, następuje refren, a po nim już ostatnie kilkanaście wersów, jakby dopowiedzenie przez autora tego, co naprawdę się dzieje.
Stoję przy oknie, w niedzielę
I nie mogę sobie przypomnieć
Czemu nie mogę się ruszyć
I jestem tak zmęczony i wypruty z życia
Tak, jakby szwy w mojej duszy się rozpadły
Stoję tutaj, w ciemności
Na tym etapie można stwierdzić, że podmiot przywołuje pewnego rodzaju retrospekcję. Muzyka znacznie spowalnia. Postać nie może się ruszyć, tak, jakby nie pamiętała już, co się wydarzyło. Czy to właśnie jest efektem tego owego poddania się losowi, który od teraz włada jej życiem?
Szwy, które rozdzielają duszę podmiotu, definitywnie sprawiają, że jego życie traci resztki swojego sensu. Teraz to nawet dusza pochłania się w ciemności, nie zostawiając mu żadnej nadziei... Ale czy na pewno?
Może to przez te drinki, które piliśmy wczoraj w nocy
Ale dobry Boże, kocham tych moich przyjaciół
Najlepszych, jakich alkohol może kupić
A może to z powodu braku snu?
Ale te wszystkie sekrety, które zachowałem, chcąc być słodki
Są ciemnie, moja droga
Ale pomagają mi iść dalej, iść dalej
Tutaj można się odnieść do wielu aspektów. Fałszywi przyjaciele, bo kupieni przez alkohol, pozostawiający radość tylko na chwilę i będący może tylko częściowym urojeniem postaci, gdyż alkohol różnie działa na organizm człowieka. Nie wiadomo, czy jego przyjaciele też uważają ją za kogoś bliskiego.
Brak snu, sekrety spędzające mu sen z powiek i pchające go w ciemność, tylko potwierdzają złożoność problemu. Niby główny bohater wie, że to wszystko jest nie właściwe, ale jakoś pomaga mu się utrzymać na nogach. Czy właśnie ci przyjaciele, brak snu, sekrety, w pewnym sensie autodestrukcja powodują, że postać zmaga się z tak ogromnym bólem i rozterkami?
Utwór kończą cztery podsumowujące wersy, które są silnie powiązane z tymi początkowymi. Podmiot liryczny bowiem znowu zaczyna swoje filozoficzne przemyślenia.
Czasami zastanawiam się, czy nie jestem tylko duchem
Noszącym ludzką skórę, której nigdy nie wybrałem
Słucham diabła, który do mnie mówi
Ponieważ kusi mnie swoją przepiękną różą...
Duch noszący ludzką skórę to ewidentnie moja ulubiona metafora w tekście. Pozwala to zauważyć, że ów człowiek nie czuje się człowiekiem, bo jego uczucia i emocje już całkowicie opuściły jego rozerwaną duszę. Staje się jakby wrakiem, który tylko ślepo podąża za swoim losem.
Końcowa muzyka brzmi identycznie, jak początkowa, niczym powolna ballada pozostawiająca uczucie de ja vu. Odnoszę wrażenie, że całość zatacza pętlę. Piosenka rozpoczyna się rozważeniami egzystencjonalnymi, potem odkryciem swojej pozycji w świecie. Następnie ma miejsce szok postaci który jest momentem zwrotnym całej piosenki. Wszystko, co dzieję się po tej chwili, jest jakby osłabieniem całego napięcia, które rosło przez cały utwór. Muzyka zaczyna robić się spokojniejsza, aż powraca do stanu z samego początku. Podmiot liryczny godzi się z nieuchronnie nadchodzącym wydarzeniem, a następnie podsumowuje to wszystko w czterech wersach... Jaki to ma sens? O czym ostatecznie jest utwór?
Według mnie, nie można jednoznacznie stwierdzić tematyki piosenki. Jest ona tak złożona, że można interpretować ją na naprawdę wiele różnych sposobów, co mi osobiście bardzo odpowiada, gdyż takie dzieło nigdy się nie nudzi. Przy każdym słuchaniu można bowiem wymyślać coraz to nowe możliwości, coraz to nowe koncepcje i czerpać z tego radość. To, co mogę założyć z góry przy analizie utworu jest cierpienie i ból egzystencjonalny głównej postaci. Resztę można dobudować sobie samemu.
Koncepcje
Postanowiłam jednakże wymienić najciekawsze alternatywy i podzielić się moimi przemyśleniami, do których doszłam po wielokrotnym słuchaniu piosenki. Pierwsza z nich to osoba, która nie wie, co ze sobą zrobić w życiu, gdyż stara się żyć "na siłę", a najpiękniejsze rzeczy przyćmione są przez fałszywe odbieranie świata zewnętrznego.
Druga opowiada historię o człowieku, który zagubił się w tym, co jest prawdziwe, a w tym, co jest światem zmyślonym. Można pod to podpiąć owe sekrety i fałszywych przyjaciół, którzy tylko pogłębiają jego rozchwianie emocjonalne, przez które zaczyna widzieć siebie w innej odsłonie. Przez to wszystko nie zdaje sobie sprawy z tego, że przez swoje autodestrukcyjne, nieświadome czyny sama siebie zabija, a kiedy zdaje sobie z tego sprawę, widząc swoje ciało na stole operacyjnym - jest już za późno.
Trzecia z nich dotyczy osoby, która straciła już jakikolwiek sens w życiu. Osoby, której nie pozostało już nic więcej, poza nadzieją, która jednak po głębszym rozważeniu okazuje się być złudna. Po zobaczeniu swojego umierającego ciała i poczuciu rozrywanej duszy wie już, że czeka ją śmierć. Kiedy zdaje sobie sprawę, że już na niczym jej nie zależy i jest pozbawiona wszelkich uczuć, decyduje się popełnić samobójstwo.
Często zastanawia mnie, czy poprzez środek znieczulający nie odnosi się ona do uzależnień, w które wpadła postać przez swoje problemy, na przykład do narkotyków, które potrafią różnie zadziałać na organizm ludzki. Podobnie, jak w koncepcji drugiej, nie zauważa tego, co się z nią dzieje, dopóki nie jest już za późno.
I ostatnia, która pomimo swojej prostoty, zawsze mnie urzeka. Jest to powiem dosłowna interpretacja, w której to podmiot przechodzi operację i podczas której jego dusza wychodzi z ciała. Jest to zjawisko, które wydarzyło się już kilka razy na świecie, ale nie jest zbyt powszechne. Człowiek taki może iść gdzie chce i robić co chce, oczywiście jako duch, do którego odwołanie znajdujemy w ostatniej strofie. Czuje on jednak ból podczas operacji. Uważam, że jest to interesująca koncepcja, która nakłania odbiorcy do przemyślenia zaistniałej sytuacji.